Najlepszy strzelec akademików

Najlepszy strzelec akademików

Charakteru i woli walki nikt nie może nam odmówić

O początkach gry w koszykówkę, trudach pierwszego sezonu w II lidze i sportowych idolach rozmawiamy z Michałem Ziemskim, studentem budownictwa i skrzydłowym drużyny koszykarzy AZS Politechniki Świętokrzyskiej Galerii Echo Kielce, która w tym sezonie debiutuje na II ligowych parkietach. Michał na półmetku sezonu z dorobkiem 159 zdobytych punktów jest najlepszym strzelcem akademików.

Michał Filarski: Jak zaczęła się Twoja przygoda z koszykówką? Od początku wiedziałeś, że to będzie ten sport?

Michał Ziemski: Wszystko zaczęło się właściwie przez przypadek. Kiedy miałem około 10 lat bardzo chciałem grać w piłkę nożną, ale gdy tata zabrał mnie na trening koszykówki, do trenera Maćka Kolomskiego, to tak mi się ten sport spodobał, że poczułem, że to chyba jest to, co chcę robić w życiu. Tamtego dnia trening stał się dla mnie najważniejszą częścią dnia.

W Twojej rodzinie masz tradycje koszykarskie. W kosza grał również Twój tata, zapewne to on uczył Cię podstaw, często się porównujecie? Macie podobny styl gry?

Tata stanowił ogromną inspirację dla mnie, jak chyba zresztą dla każdego młodego chłopca. Jako dzieciak bardzo lubiłem chodzić z nim na boisko. Nigdy mi nie odpuszczał i wydaje mi się, że to on w dużej mierze nauczył mnie, żeby nigdy się nie poddawać. Nasze style są bardzo podobne, w końcu całe życie staram się mu dorównać. Wiem, że dba o mnie i nigdy jego rady mi nie zaszkodziły.

Tata raczej chwali, czy jest surowy w ocenie?

Tata zawsze raczej skupiał się na tym co trzeba poprawić i co należy zmienić, ale nigdy nie potrzebowałem słyszeć od niego pochwał, bo zawsze wiedziałem kiedy jest ze mnie dumny.

Od początku Twojej przygody z koszykówką trenowałeś w MKK Kielce, jak wspominasz ten okres?

Okres treningów w MKK wspominam z dużym sentymentem. Mieliśmy świetną, zbilansowaną i zgraną ekipę. Niestety mieliśmy pecha co do kontuzji a ja w szczególności. Zdarzały się one w najważniejszych momentach sezonu dlatego też nie udało nam się nigdy osiągnąć większych sukcesów.

Teraz w dużej mierze ta drużyna stanowi o sile drugoligowej drużyny Politechniki… Po tylu latach grania możecie grać chyba w ciemno?

To prawda. Ze sporą częścią drużyny rozumiemy się bez słów. Lata grania i trenowania razem pozwoliły nam zgrać się, jak z mało kim. Gra i treningi z nimi od zawsze było wielką przyjemnością.

Rok temu razem z drużyną AZS PŚk graliście w trzeciej lidze, teraz rywalizujecie szczebel wyżej.  Jest duża różnica poziomów?

Różnica poziomów jest spora. Szczególnie można to odczuć jeśli chodzi o warunki i siłę fizyczną. I jak na razie jest to dla nas bariera nie do przejścia. Cały czas uczymy się grać z większymi i silniejszymi graczami. Musimy zbierać doświadczenie i wyciągać wnioski

 Jak oceniasz pierwszą cześć sezonu? Co prawda udało się wygrać tylko jeden mecz, ale w kilku pokazaliście, że można walczyć w tej lidze praktycznie z każdym…

Pierwsza cześć sezonu była dla nas wyjątkowo ciężka, szczególnie dlatego, że większość naszego składu nie miała doświadczenia na takim poziomie rozgrywek. Mimo tego, charakteru i woli walki nikt nam nie zabierze. Wierzę w chłopaków i wiem, że potrafią grać. Tym bardziej, że wiem na co ich stać.

Czego brakuje, by zdobyć te upragnione dwa punkty?

Myślę, że niewiele, trochę doświadczenia, a co za tym idzie spokoju na boisku. W wielu sytuacjach  tego, co przekłada się niestety na przestoje. Doświadczone zespoły wykorzystują nasze słabości do maksimum. Potrzeba trochę czasu, a wszystko będzie wyglądać tak jak tego wszyscy oczekujemy.

W meczu z Kutnem, przegranym jednym punktem, rzucałeś za trzy punkty na zwycięstwo. Niestety piłka wykręciła się z kosza, wracasz czasem do tej akcji?

Takie chwile trzeba przeanalizować na spokojnie, a przede wszystkim wyciągnąć wnioski, żeby więcej nic takiego nie miało miejsca. Porażki zawsze bolą, a tym bardziej takie w ostatnich sekundach, ale trzeba żyć dalej…

Przed Wami druga runda. Jak zapatrujesz się na najbliższe mecze?

Porażki w pierwszej rundzie dały nam dużo do myślenia, ale jednocześnie ogromną motywację, która pozwoli nam stać się godnym przeciwnikiem wobec drużyn czekających na nas w najbliższych miesiącach.

Oprócz trenowania koszykówki studiujesz  budownictwo, jak udaje Ci się połączyć trenowanie ze studiowaniem wymagającego kierunku technicznego?

Gram w koszykówkę przez większość swojego życia. W tym czasie łączyłem edukację ze sportem, więc teraz jest to dla mnie tak naprawdę coś zupełnie normalnego. W każdy następny poziom edukacji wchodziłem płynnie i bez większych problemów.

Wykładowcy i koledzy wiedzą, że reprezentujesz uczelnię na drugoligowych parkietach? Jest z tego jakaś taryfa ulgowa?

Nie chwale się tym. Wyznaje zasadę, że do wszystkiego dochodzi się samemu.

Masz swojego sportowego idola? Kogoś na kim się wzorujesz?

Czołowym koszykarzem, a dla mnie symbolem wytrwałości, jest Michael Jordan. Aby nie zawieść swojej drużyny grał z wysoką gorączką. Jego etyka pracy i sumienność jest do tej pory dla mnie wzorem.

A który rodzaj gry preferujesz? NBA, czy bardziej ułożona europejska?

Jeden i drugi styl gry ma wiele ciekawych elementów. Europejska koszykówka jest trochę bardziej ułożoną i zespołową, zdecydowanie mniej opierająca się na indywidualnościach, a bardziej na drużynie. Zaś NBA uwielbiam właśnie za te indywidualności, ich niesamowite popisy.

W tym sezonie w II lidze mamy dwie kieleckiej drużyny, myślisz, ze to początek odrodzenia tego sportu w Kielcach?

Zdecydowanie tak. Myślę, że jeszcze potrzeba trochę czasu żeby koszykówka w Kielcach przestała być tzw. zapomnianą dyscypliną. Ale wszystko idzie we właściwym kierunku. Dobrym krokiem było by założenie również drużyny damskiej, bo wiem, że wiele znanych mi kobiet, w tym moja siostra, byłoby zainteresowanych grą.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Michał Filarski

fot. Paula Lesiak